sobota, 22 sierpnia 2009

Xi'an

Spędziliśmy już dwa dni w Xi’an, więc czas coś napisać. Może zacznę od tego, że jest to małe miasto, bo liczy sobie „zaledwie” 2.5 miliona mieszkańców. W porównaniu z Pekinem, w którym mieszka tylu ludzi co na całej Litwie, Łotwie i Estonii łącznie, to miasto wielkości Warszawy JEST małym miastem. Jednocześnie jest to miasto bardzo stare. Xi’an jest miastem odwiecznym, którego powstanie wiązać można jedynie z legendami. Dopowiem tylko, że jutro wybieramy się m.in. do Banpo, gdzie zorganizowane jest muzeum (chyba częściowo skansen) poświęcony osadnictwu sprzed 7 tysięcy lat! Ale o tym zapewne w następnej wiadomości.

Najpierw o ostatnich dwóch dniach. Nie zaimponujemy Wam nasi drodzy, bowiem zbyt wiele nie zdziałaliśmy. Zmęczeni odrobinę nieustannym zwiedzaniem postanowiliśmy pierwszy dzień pobytu poleniuchować w hostelu. Spróbowaliśmy miejscowego browaru, obejrzeliśmy Wrogów Publicznych (dotychczas nie było okazji), odpoczęliśmy. To może coś o hostelu. Mamy świetny, elegancki, przestrzenny pokój z łazienką za niecałe 30 PLN od osoby (to i tak nie najtaniej, bo w Luoyangu mamy nocować za 12 PLN os./noc) Bell Tower Hostel położony jest jak się można domyślić w pobliżu Wieży Dzwonu. Budowla ta znajduje się na środku najgłówniejszego z najgłówniejszych skrzyżowań, otacza je szerokie rondo, na które właśnie mamy widok z okna (zdjęcie poniżej z lewej, wykonane dosłownie przed chwilą). Jest to właściwe centrum miasta, otoczone bardzo dobrze zachowanymi i odrestaurowanymi murami miasta z początku dynastii Ming. Kiedy już drugiego dnia postanowiliśmy poruszać się odrobinę, to mury miasta towarzyszyły nam regularnie. Wpierw w okolicy dworca kolejowego, bowiem każdy pobyt w nowym mieście należy rozpocząć od zakupu biletów do miejscowości następnej i tak też zrobiliśmy. Oczywiście znów zajęło nam to sporo czasu, znów nie wystarczyło jedno okienko i jedna kolejka, ale bilety zdobyliśmy.



Obok wspomnianej Wieży Dzwonu znajduje się tradycyjnie również Wieża Bębna. Żadnej z nich nie zwiedziliśmy, bowiem cenią je miejscowi ponad właściwy im nominał – 27 yuanów za wejście na jedną z nich, podczas gdy na przykład Zakazane Miasto kosztowało 60 yuanów. Nie weszliśmy również do słynnego Wielkiego Meczetu i to z tego samego powodu. Mamy wrażenie, że niekiedy Chińczykom wydaje się, iż status turysty równoznaczny jest z posiadaniem bezdennego portfela. Dlatego poważnie się ograniczamy, szczególnie że wiele rzeczy się powtarza i absolutnie wystarczy nam w powyższych przypadkach widok z zewnątrz. W dodatku jest tyle interesujących szczegółów na zwykłych ulicach, które przecież są za darmo. Szczególnie właśnie okolica wspomnianego meczetu przypadła nam do gustu (więcej fotek w przyszłości, są fajne więc na pewno o nich nie zapomnimy!). Tam też odważyłem się na posmakowanie jednej z ulicznych przekąsek. Była maksymalnie ostra, koleś pewnie pochodził z Syczuanu ;) i w sumie nie było mi dane dowiedzieć się co właściwie zjadłem, ale niewiedza bywa błogosławieństwem ;p. W każdym razie czuje się dobrze :D i nadal będę mógł spokojnie spojrzeć w oczy moim pieskom po powrocie ;p.



Co jeszcze, tak w porównaniu do Pekinu – w Xi’an jest:
- jeszcze odrobinę taniej…
- jeszcze mniej obcokrajowców…
- mniej również Chińczyków zagadujących w pseudo-angielskim w celu sięgnięcia do naszego portfela…
Słowem, wszystkiego trochę mniej. Dotyczy to również popularnych atrakcji. Za najsławniejszy zabytek uznaje się tu widoczną z naszego okna Wieżę Dzwonu, a to oznacza, że w mieście nie ma niczego naprawdę powalającego. Poza miastem – oczywiście Terakotowa Armia, którą odwiedzimy jutro (zaraz przed wspomnianym Banpo).

Na koniec jeszcze rzut oka na miejscowy folklor (ciekawsze fotki zapewne we wrześniu):


1 komentarz: