środa, 12 sierpnia 2009

Lenistwo w Hyde Parku ;)






Wczoraj z rana dotknęły nas promienie słońca, więc byliśmy mocno zszokowani. Pojechaliśmy a potem podreptaliśmy na Abbey Road, gdzie znajduje się słynne studio nagrań o tej samej nazwie (nagrywali tam m.in. The Beatles, Pink Floyd) oraz przejście dla pieszych, które widnieje na okładce płyty „Abbey Road” Beattlesów (ciekawe, ze trafilismy tam akurat na 40-lecie tej fotki). Tam zrobiłam Tadeuszowi zdjęcie, w niczym nie podobne do tejże okładki :). Nie dość, że Tadeuszów było jeden, a nie cztery, to jeszcze nie dało się zrobić zdjęcia na wprost (tak jak jest na okładce), tylko z chodnika, bo samochody wciąż jeździły (po tej swojej lewej stronie).

Następnie udaliśmy się do National Gallery. Wstęp do większości muzeów w Anglii jest darmowy, i w sumie godnie się zachowali wymyślając taką zasadę, bo większość obrazów jest z Francji, czyli żadna to ich własność :). Muzeum bardzo ciekawe, największe wrażenie zrobił na nas oczywiście van Gogh i Impresjoniści (jak sama nazwa wskazuje :) ). Niestety muzeum zadziałało na nas tak mocno, że nie mieliśmy sił na następne. Odpoczynek pierwszy odbył się w tradycyjnej angielskiej restauracji Mc Donald’s :). I wypiliśmy fajnego milkshake’a o smaku bananowym. Odpoczynek drugi, tym razem dłuższy, odbył się w Hyde Parku. Jest to ogromny teren rekreacyjny, z jeziorkami, stawami i ….rolkarzami. Pierwszy raz widzieliśmy tak szalonych i uzdolnionych ludzi jeżdżących na rolkach. Wyglądali podobnie do łyżwiarzy, robili piruety, wykonywali slalomy między słupkami, jeździli tylko na przednich kołach i wyglądało jakby mieli sobie zaraz skręcić kostki. Apropos sportów, Anglicy cały czas biegają. I to nie tylko w parku, ale nawet po chodnikach, koło ulic. Jest ich tylu, że trudno zrobić zdjęcie, na którym z tyłu nie przemyka jakiś biegacz :).
W drodze powrotnej z parku, mijaliśmy efektowne Royal Albert Hall (hala koncertowa) i tak po prostu sobie wolno spacerowaliśmy. Druga część dnia była bardzo spokojna, jakoś nas to muzeum wymęczyło do cna. Przed wejściem do hostelu, zahaczyliśmy jeszcze o sklep spożywczy. Tam spotkaliśmy Tyskie i Paprykarz Szczeciński :).

Ze śmiesznych, polskich powiązań, dzisiaj okazało się, że większość obsługi hostelu, z którą rozmawialiśmy po angielsku, jest z Polski. Odkryliśmy również polski napis na drzwiach pubu hostelowego, informujący o niedzielnych polskich dyskotekach z karaoke :). Niestety nas już tu nie będzie, bo już dziś o 20 wylatujemy do Chiiiiiiiiiiiiiiiin!

3 komentarze:

  1. Witaaam i gratuluje, zazdroszcze znaczy ;P
    Jako, ze na gadu nie moge sie dobic, w sprawie sluzbowej tutaj...na offie nie bylo mnie z wiadomych przyczyn, ale za to moge cos innego napisac, jakies sugestie/zapotrzebowania moze sa?
    Bawcie sie dobrze,pozdrawiam, Ola.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawa wyprawa, 3mam kciuki i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń